SAVAGE MOD. 24 - 410/22LR

SAVAGE 24 kal. 410/22 LR

          Kiedy otrzymaliśmy do testu poręcznego „Dzikusa”, polubiliśmy go od pierwszego wejrzenia. Podobnie przecież jest z wieloma rzeczami wokół nas – czasem po prostu wiemy intuicyjnie, że to „coś” jest takie, jak trzeba i będzie służyć, służyć i służyć… Taki jest amerykański Savage mod. 24, produkowany nieprzerwanie od 1938 roku do 2010, występujący w kilkudziesięciu kombinacjach, cieszący się doskonałą reputacją użytkowników. Jednak tylko realia amerykańskie pozwalają wykorzystać potencjał tej skutecznej i prostej broni, bo gdzie umieścić „Dzikusa” 410/22 w polskim prawie łowieckim lub w sporcie?

         Biorąc do rąk mod. 24 majaczy gdzieś instynktownie dziki zachód, z głębi zaczyna wołać pierwotna potrzeba polowania, drży od upału rozległa preria, argentyńska pampa… Eh, chciałoby się wejść w tę spiekotę traw, bujając kołyską dłoni zgrabną dwururkę. Rodzime realia jednak natychmiast cucą, bo Savage w prezentowanym kalibrze i tak jest zakazany w prawie łowieckim. Wielka szkoda, bo „szminkowa” 410 - tka jest nabojem wręcz stworzonym do polowań na drobne szkodniki oraz ptaki, np. przepiórkę, kuropatwę, grzywacze; z minimalnym podrzutem; wystarczającą celnością; możliwością wyboru śrutu, breneki lub loftek. Z ciekawości sprawdziliśmy pokrycie śrutem na dystansie około 20 metrów. Tarcza 50x70 została pokryta nieco ponad setką śrucin nr 6 z 14 gramowego ładunku Winchestera SuperX umieszczonego w łusce 2.1/2". Centrum tarczy, czyli 15 centymetrowy okrąg pokryło około 15 śrucin, reszta, co ciekawe, rozsypała się dość równomiernie tylko po bokach tarczy. Ewidentną wadą kal. 410 jest cena w Polsce, gdzie za 25 nabojową paczkę amunicji Winchestera zapłaciliśmy 100 zł! W USA z powodzeniem polują z kal. 410 nawet na tłuste dzikie indyki – tutaj czokowana lufa pozwala na skuteczne rażenie nawet do 40 metrów, choć wydaje się, że wartość ta jest zawyżona dla naszego naboju. Komora nabojowa Savage'a może jednak wystrzeliwać również ładunki Magnum - ma długość 3". Górna lufa zarezerwowana w tej odmianie dla bocznego zapłonu z powodzeniem mogłaby odstrzeliwać gryzonie i małe drapieżniki, niestety kaliber 22LR przekreśla wykorzystanie tej broni w polskim myślistwie. Celność w tym kalibrze jest świetna, na zwykłych przyrządach i taniej, standardowej amunicji trafiamy bez problemu w centrum tarczy ustawionej na 50 metrach.  

          „Dzikus” jest też dostępny w całej gamie innych kalibrów, dla śrutu od naboju kal. 410 i 20 aż po tradycyjną u nas 12 – tkę. Górną lufę spotkamy w kalibrach dla bocznego zapłonu LR oraz WMR,  także centralnego 222 i 223 Remington, .308 Winchester, 30 – 30 Winchester oraz rewolwerowych kul .38 Special i .357 Magnum. W USA pojawiają się również dodatkowe kalibry, zdecydowanie u nas mniej popularne. Karabinek, a raczej kniejówka, czy karabinek kombinowany był oferowany w różnych odmianach, wykończony w drewnie bądź tworzywie sztucznym, z zaślepkami w kolbie na dodatkową amunicję, z możliwością montażu optyki, szybkiego demontażu na trzy części, nieco innych rozwiązań selektorów lufy. Savage to zdecydowanie broń kombinowana, nie tylko ze względu na nadlufkę śrutowo – kulową, ale również mnogość rozwiązań.

         Savage mod. 24 to stara konstrukcja, pamięta jeszcze czasy przedwojenne. Uderza skrajną prostotą; posiada typowe rozwiązania praktycznych strzelb śrutowych; brak tu zbędnego zdobnictwa; dominuje solidność materiałowa; uderza imponująca grubość luf. Nikt tu nie oszczędzał na materiałach, wydaje się, że broń jest zwyczajnie wyciosana tępym narzędziem, co nie oznacza niedbale wykończona i tandetna, raczej spartańska i surowa. Karabinek zasłużył sobie na miano producenta ze sporą nawiązką.

         „Dzikus” waży niespełna 3 kg, mierzy zaledwie 102 cm. Lufy, co również ciekawe, są jakby cięte na wylocie gilotyną, bez żadnej obróbki i wykończenia (podobnie jak baskila wewnątrz, czy brzydko łuszczący się aluminiowy, jednak trwały kabłąk), z ledwie zaznaczoną koroną dla kuli 22LR. Mają aż 610 mm. To niezły wynik jak dla metrowej kniejówki. Warto wspomnieć o grubości ścianek luf – dla śrutu kal. 410 wynosi ona prawie 9 mm w komorze nabojowej i ponad 3 mm na wylocie! Dla bocznego zapłonu ma stałą grubość 3,5 mm. Średnica dolnej rury to 28 mm, górnej 12,5 mm. Wartości te dają w zasadzie pewność wieloletniej eksploatacji. Podobnie jest z kutą, surowo wykończoną, kolorową baskilą mieszcząca prosty i niezawodny mechanizm spustowo – uderzeniowy. W „Dzikusie” niewiele jest elementów, które ulegną szybkiemu zużyciu, na pewno nie będą to lufy – górna z ostrym, bardzo ciasnym i wyraźnym gwintem, sześcioma bruzdami prawoskrętnymi; dolna z pełnym czokiem dla śrutu. Przez lata produkcji zgłaszano usterki wyrzutników w górnych lufach i mocniejszych kalibrach, delikatne kolby, czasem nieprecyzyjne selektory luf.  

           Nasz model należy do wczesnej produkcji, pochodzi z lat 60 – tych,  posiada jeszcze tradycyjny, ale niezawodny i prosty selektor luf znajdujący się z prawej strony baskili. Ma on formę guzikowatego, płaskiego przełącznika – górna pozycja to górna lufa kulowa, dolna to śrut. Podobnie jest z mechanizmem spustowym i uderzeniowym – jeden kurek, przerzutowa płytka pośrednicząca dla dwóch, osobnych iglic bez własnych sprężyn, brak bezpiecznika. Tutaj należy szczególnie uważać, bo załadowana broń i odciągnięty kurek muszą być użytkowane świadomie. Broń ze spuszczonym kurkiem można przenosić bezpiecznie, dopiero ściągnięcie spustu pozwala na odblokowanie dostępu do iglic. Sam mechanizm spustowy jest bardzo twardy, bez żadnej drogi jałowej – po nacisku na spust następuje strzał. Klucz ryglowy znajduje się w tradycyjnym miejscu, na szyjce kolby i działa w obie strony – wskazywałoby to na oburęczność konstrukcji, jednak selektor luf w tym modelu jest tylko na prawej stronie baskili. Późniejsze modele selektory mają umieszczone w kurku.

           Rygiel wiązki lutowanych ze sobą luf jest potężny, grubościenny, blokuje lufy z baskilą bardzo sztywno. Jednak należy zrobić to energicznie, bo istnieje możliwość niezaryglowania przy słabym zamknięciu. Iglica dolnej lufy ma wtedy prawdopodobnie wystarczający dostęp do spłonki, a mechanizm spustowy działa niezależnie od zamknięcia luf - brak tu zabezpieczenia przed strzałem z niedoryglowanymi lufami. Savage wymaga więc szorstkiej, wojskowej obsługi, niczego tutaj nie zepsujemy.

           Linia celownicza ma 45 mm, składają się na nią czytelne, dość precyzyjne przyrządy celownicze: wąska trójkątna mucha na rampie i wyraźna szczerbina montowana na jaskółczy ogon. Mucha jest wymienna, posiada śrubę montażową.

           Prezentowany karabinek nie nosił zbyt wielkich śladów zużycia, co prawda był poobijany, nieco zabrudzony, ze śladami punktowej, powierzchniowej rdzy, jednak poza drobnymi mankamentami urody, nie można mu było niczego zarzucić. Broń jest też zgodna numerycznie, łącznie z drewnem kolby i czółenkiem.   

           Savage jest celny na typowe odległości dla śrutu kal. 410 – do 40 metrów i kuli bocznego zapłonu – do 100 metrów; również pewny w działaniu i niezawodny; może nieco mało urokliwy w stosunku do europejskich kniejówek, jednak to typowa nadlufka przetrwania. Dzisiaj nadamy jej miano „bushcraft rifle” i takie jest jej przeznaczenie. W roku 1938 i w latach wojennych pierwowzór modelu 24 produkowany był przez zakłady Stevens Arms z Chicopee w Massachusetts jako Model 22-410 i służył jako broń survivalowa. W roku 1950 Savage Arms, który kilkanaście lat wcześniej wykupił już Stevens’a wprowadził prawie ten sam karabinek kombinowany jako Model 24. Broń była tania, skuteczna i niezawodna. W Polsce pojawia się okazjonalnie i kosztuje około tysiąca złotych - zdecydowanie warto. Producent miał nosa do projektu, bo Savage mod. 24 sprzedał się w liczbie ponad miliona egzemplarzy!

  

           Komu przypadnie do gustu wiekowa już konstrukcja? Model 24 sprawdzi się nadal w traperstwie oraz jako broń pierwszego kontaktu dla młodych myśliwych, o ile prawo w którymś kraju zezwoli na jej używanie. W naszych warunkach pozostaje tylko zefirkiem starego zachodu, bo i czuć w „Dzikusie” tego kochanego brutala, łobuziaka, prerię i surowość, ale też nostalgiczny spokój z karmazynem słońca w tle…