RUGER MINI - 14

Ruger Mini - 14

 

           Konstrukcja Rugera Mini – 14 z całą pewnością nie zagrozi dzisiaj nowoczesnej platformie AR – 15. Ruger nie może konkurować ani pod względem ceny, która jest naprawdę mało atrakcyjna, ani celności, która jest co najwyżej dobra, ani estetyki, która trąci myszką i przypomina wojennego M1 Carbine… Skąd więc ciągła popularność Mini – 14? Chyba właśnie z odmienności w stosunku do zalewu wszelkiej maści plastikowo – aluminiowych „Arków” i chęci powrotu konserwatywnych użytkowników do tradycyjnej konstrukcji.

            Ruger Mini – 14 wywodzi się bezpośrednio ze wspomnianego karabinka piechoty M1 Carbine i karabinu M14 – nie bez przyczyny robocza nazwa broni to Mini – 14, czyli pomniejszona wersja mocnego karabinu wojskowego. Sukcesu Mini – 14 należałoby się doszukiwać właśnie w końcu lat 60 – tych ubiegłego wieku, kiedy popyt na lekką i poręczną broń o pochodzeniu stricte wojskowym nadal był duży. Karabin M14 był zdecydowanie zbyt potężny i strzelał mocną amunicją karabinową Springfielda, z kolei od świetnego M1 Carbine oczekiwano nieco większej skuteczności i zasięgu. Sturm, Ruger & CO. INC. z Southport w stanie Connecticut wskoczył więc na początku lat siedemdziesiątych w niszę rynkową i wypromował lekki i mobilny karabinek do amunicji pośredniej kalibru 5.56 mm. Mini 14 kopiował mechanizmy M1 i M14, otrzymał niezbędne zmiany i Ruger zaczął święcić triumfy na rynku wojskowym, a za chwilę cywilnym. Okazało się, że wprowadzony dekadę wcześniej karabinek M16 wciąż cierpi na choroby wieku dziecięcego i zanim konstrukcja Stonera okrzepła, Ruger wskoczył na rynek z powodzeniem. Trzeba zanaczyć, że Mini – 14 nie był wcale karabinkiem tanim, jednak wciąż kosztował połowę kwoty, którą trzeba było wyłożyć na aluminiowe cudeńko ze stajni Colta. Poza tym ogromna część Amerykanów była przywiązana do tradycyjnych rozwiązań i broni opartej na konstrukcji stalowej, zaś Ruger oferował właśnie taki projekt.

            Mini – 14 to karabinek zbudowany na bazie stalowego odlewu ciśnieniowego, który był standardem wykorzystywanym przy projektowaniu broni przez Jamesa Sullivana i Williama Rugera. Podobne materiały znajdziemy w konstrukcjach rewolwerowych Rugera i ponoć stanowią one jedne z najbardziej solidnych i wytrzymałych produktów. Nie bez przyczyny ciężkie rewolwery typu Security Six, Old Army, Blackhawk, Redhawk opatruje się zazwyczaj przydomkiem „pancerny”. Tak jest też z Mini – 14. Ta broń jest bardzo mocna konstrukcyjnie, zwarta, wydaje się niezniszczalna – obrócona lufa wraz z komorą zamkową może służyć za małą maczugę... Lufa jest wkręcona w komorę zamkową i wydaje się, że stanowią nierozerwalny monolit. W oczy rzuca się jednak cienkościenna budowa, kutej na zimno lufy – to lufa „ołówkowa”, o jednakowej średnicy zewnętrznej prowadzonej od zwężenia za komorą nabojową. Raczej przywykliśmy do luf potężniejszych dla wysokociśnieniowego naboju Remingtona. W okolicy komory nabojowej lufa ma 23 mm, część prowadząca dla pocisku zwęża się do 14,3 mm i jest stała do wylotu zakończonego gwintem dla urządzenia wylotowego. Korona lufy pozostawia sporo do życzenia, podobnie jak sam wylot, na którym widoczne są cylindryczne ślady obróbki. Gdyby przyjrzeć się standardowym produktom Rugera, zauważymy cechę wspólną – obróbka części, szczególnie mechanizmów lub wnętrza, jest przeciętnej jakości, widoczne są ślady narzędzi lub ich zupełny brak, denerwuje chropowatość faktury odlewu. Należy zaznaczyć, że nie ma to żadnego wpływu na jakość, razi wyłącznie estetycznie. Mocną stroną Rugera z kolei była zazwyczaj niższa cena, która też musiała z czegoś wynikać – zrezygnowano z wysokiej jakości wykończenia na rzecz masowej a technicznie wciąż solidnej produkcji.

                 Mini – 14 jest więc dość szorstkim karabinkiem przeznaczonym początkowo dla formacji mundurowych, później też dla użytkowników cywilnych. Dużą popularnością cieszyły się wersje przeprojektowane do amunicji rosyjskiej i nazywane Mini Thirty, wprowadzone na rynek ze względu na szeroką dostępność w latach 80 - tych taniej i skutecznej amunicji 7.62x39. Mini Thirty był świetną alternatywą dla myśliwych polujących do tej pory z nabojem .30 – 30 Winchestera. Ruger zaczął być wykorzystywany nie tylko w celach łowieckich, ale również jako skuteczne narzędzie do obrony domu. Szybkostrzelny i wcale niedrogi karabinek szturmowy konkurował jednak z coraz lepszym i perspektywicznym karabinkiem Stonera. Problemy gospodarcze Ameryki i świata spowodowały, że ceny Rugera i M16 wyrównały się, by w końcu lat 90 – tych wyprzedzić karabinki AR – 15. Atrakcyjność dawnej konstrukcji zdecydowanie spadła, szczególnie, że Ruger stosował inne, droższe magazynki i dość późno przystosował broń do nowoczesnych szyn pod układy optyczne.

                Do testu otrzymaliśmy karabinek z roku 1989, jednak pozbawiony zupełnie możliwości założenia celownika optycznego czy kolimatora. Mamy tutaj układ standardowej, trójkątnej muchy w szerokiej osłonie i regulowany w pełnym zakresie przeziernik z ponad dwumilimetrowym otworem. Ani przyrządy celownicze, ani lufa docelowo nie są przeznaczone do strzelań precyzyjnych. Dopiero w XXI wieku zaczęto korzystać z luf stożkowych o mocniejszej konstrukcji i lepszej celność. Lufa standardowa „ołówkowa” cierpi na jeden problem – grzeje się zdecydowanie za szybko, co zmniejsza precyję trafienia. Pamiętajmy, że nabój .223 Remington należy do wysokociśnieniowych i pocisk wystrzeliwany z tej lufy osiąga bardzo duże prędkości początkowe – odprowadzenie ciepła przez żebrowanie czy większą masę i średnicę zewnętrzną powinno być normą. Stąd użytkownicy Mini – 14 zgłaszali od początku problemy z celnością i skupienie na poziomie 6 MOA na 100 jardach. Dopiero nowsze lufy zapewniają według producenta celność na poziomie 2 MOA, czyli dość przeciętnie w stosunku do coraz wyższych wymagań współczesnych strzelców sportowych.

            Wielkim plusem Rugera jest jego mechanizm ryglowy i system gazowy. Oba proste i niezawodne. System gazowy wykorzystuje stałe tłoki, albo raczej przejściówki gazowe złożone z dwóch tłoczków: pierwszy, pionowo umieszczony mały cylinder o wymiarach 4.6x7.4 mm odprowadza bezpośrednio gazy przez otwór w lufie i łączy lufę z drugim, poziomym cylindrem o wymiarach 9.4x40.07 mm, który gazy przekazuje na ciężki monolit suwadła z ramieniem ukształtowanym w formę rączki zamkowej. Suwadło z kolei, poprzez wyfrezowane gniazdo w rączce zamkowej współpracuje z zamkiem właściwym. Zamek jest stosunkowo lekki i posiada dwa występy ryglujące, z których jeden, okrągły współpracuje z gniazdem w rączce zamkowej. Całość działa sprawnie, zabrudzenia nie przedostają się przez otwór gazowy w lufie do komory zamkowej. Nie ma tutaj problemów z zanieczyszczeniem gniazda w suwadle – długi skok samego suwadła powoduje po części samoczyszczenie. Zamek posiada dwa rygle, które skutecznie blokują go w gniazdach wyfrezowanych w komorze zamkowej. Ryglowanie jest wymuszane przez obrót cofającego się zamka. W zamku pracuje sprężysty wyciąg i swobodna iglica. Zamek pozostaje w tylnym położeniu po ostatnim strzale, można go też zablokować ręcznie przyciskiem znajdującym się po lewej stronie komory zamkowej.

               Co dzisiaj razi w Mini – 14, to nieco archaiczny bezpiecznik w kabłąku spustowym, który z jednej strony nakazuje świadome użytkowanie, z drugiej narzuca odbepieczenie poprzez manipulacje w obrębie języka spustowego. Pchnięcie dużej dźwigni wkomponowanej w wycięcie kabłąka spustowego do przodu powoduje odbezpieczenie, nacisk na dźwignię wystającą poza kabłąk powoduje zabezpieczenie broni. Karabinek można zabezpieczyć tylko w stanie napiętego kurka uderzeniowego. Mechanizm spustowy, podobnie jak w wielu konstrukcjach Rugera stanowi odrębną całość; odpięcie stalowego kabłąka (służy do tego otwór w tylnej części) pozwala na jego demontaż i rozłożenie konstrukcji do gruntownego czyszczenia. Co ciekawe, rozłożenie broni nie jest aż tak łatwe i wymaga odpowiedniego klucza imbusowego o nietypowym rozmiarze i dużego, płaskiego śrubokręta – w warunkach bojowych nie wykonamy tych czynności szybko, a nawet jeśli, to z pewnością zgubimy maleńki cylinderek – tłoczek pod lufą i tyle z automatyki broni...

             Kolejnym mankamentem są magazynki, i o ile w USA zakup dodatkowych nie nastręcza trudności (w Ameryce problem dotyczy z kolei pojemności magazynków ze względu na restrykcje w niektórych stanach), to w Polsce magazynki do Mini – 14 nie występują prawie zupełnie lub są nieprzyzwoicie drogie. Można je na chwilę obecną sprowadzić z amerykańskiego Brownellsa w cenie ok. 200 zł za sztukę (czasem pojawiają się tańsze) – jednak to wciąż bardzo dużo w stosunku do magazynków M16 i jego pochodnych (najtańszy UTG kosztuje ok. 60 zł, a wybór ogólnie jest ogromny). Magazynek w Mini – 14 obsługujemy dużym zatrzaskiem w tylnej części gniazda magazynkowego; aby go zapiąć w szkielecie, należy trafić w gniazdo pod kątem, podobnie jak w karabinkach AK, a wymuszone jest to trzpieniem pod komorą nabojową, który musi wskoczyć w otwór w przedniej, górnej części magazynka.

             Z pewnością nie spodoba nam się brak możliwości założenia optoelktroniki na karabinku z końca lat 80 – tych. To bardzo duża wada prezentowanej broni, choć niewspółmierna do największej – ceny… Wychodzi na to, że Ruger Mini – 14 w naszym kraju został wypromowany na broń kultową, jest nawet reklamowany jako karabinek serialowej „Drużyny A” (nie wiem, czym ta drużyna miałaby sobie zasłużyć na szacunek pokolenia wychowanego jedną nogą w siermiężnej komunie, ale jednak), a więc trzeba go chyba mieć? Tylko w jakim celu wydawać prawie 8 tysięcy złotych za podatawową wersję, skoro można taniej znaleźć bardzo przyzwoity projekt na bazie AR – 15? Wersja ze stali nierdzewnej to wydatek 10 tysięcy złotych i na Black Friday nie ma co liczyć… Nasz Ruger kosztował właściciela kilka lata temu niewiele ponad 2 tysiące złotych i taka cena za karabinek używany w stanie praktycznie magazynowym była atrakcyjna i uczciwa. Trzeba z ręką na sercu przyznać, że amerykański projekt Rugera nie wyróżnia się niczym szczególnym, choćby na tle karabinka Kałasznikowa, którego nieco zmodernizujemy i będziemy cieszyć się również bezproblemowym użytkowaniem. 

          Podsumowując, gdyby nie zapora cenowa współczesnego Mini – 14, wielu strzelców może by skusiło się na alternatywę dla plastikowo – aluminiowych klonów AR – 15, przełykając mało dostępny w naszym kraju dostęp do akcesoriów. Ruger oferuje przecież stalową i bardzo mocną konstrukcję, ten sam nabój, niezłą ergonomię, miłe dla oka drewno pełnej kolby, brak skomplikowanych mechanizmów, brak bufora i sprężyny w kolbie, wydajny system gazowy, masę i gabaryty niewiele większe od projektu Stonera. Pozbawiony magazynka karabinek waży niewiele ponad 3 kg i ma długość ok. 94 cm (prezentowany egzemplarz nie ma urządzenia wylotowego). Lufa posiada 6 bruzd prawoskrętnych i ma długość 460 mm. Karabinek w teście wykazywał przyzwoitą celność, choć trzeba zaznaczyć, że strzelaliśmy tylko na dystansie 50 metrów; nie donotowaliśmy też żadnych problemów z automatyką. Komora nabojowa wszystkich Mini – 14 (oprócz wersji Target z lufą 560 mm) jest przystosowana do wystrzeliwania amunicji wojskowej 5.56x45 NATO i nabojów .223 Remingtona. Istnieje przynajmniej kilka wersji tej broni z przeznaczeniem na rynki wojskowe i cywilne; w USA jest szeroka oferta akcesoriów do tej broni obejmujących szyny pod optoelktronikę, kolby drewniane, syntetyczne i składane, również różne kalibry, w tym 300 Blackout ( wykorzystuje te same magazynki M16) i wspominany 7.62x39.