DPMS A – 15

5,56/223 REMINGTON

 

      Amerykański sekretarz obrony Robert Mc Namara w 1963 roku wstrzymał produkcję świetnego karabinu M–14 i złożył u potentata amerykańskiego przemysłu zbrojeniowego Colta zamówienie na lekki karabinek do amunicji pośredniej – AR–15. Gdyby nie ten fakt wojskowy M–16 pewnie stałby się tylko jedną z wielu podobnych mu konstrukcji. Decyzja ta wywołała niemałe zamieszanie, bo przywiązanie wojskowych do starego dobrego M–14, udoskonalonego w stosunku do pierwowzoru M1 GARANDA, było ogromne. Daleko bowiem nabojowi 5,56 do klasycznego 7,62x51, a co dopiero do weterana II wojny 7,62x63. Jednak jak to w polityce bywa – wojnę toczą królowie, ale giną chłopi – kontrakt został podpisany i opiewał na 85 tys. cudownych plastik – gunów. W 1966 r. gen. William Westmoreland zażądał kolejnych 100 tys. dla swoich kowbojów. W 1967 zamówiono kolejne 100 tys. szt. , a po wykupieniu przez rząd licencji od Colta wyprodukowano kolejne 500 tys. Tak zaczęła się oszałamiająca kariera wojskowego M – 16.

          Po wielu perturbacjach związanych z higroskopijnych prochem IMR Du Ponta, pruciu na oślep seriami (zabicie jednego Wietnamczyka wymagało wystrzelenia od 50 do 200 tys. pocisków! – jak fakt ten ma się do powstania warszawskiego „Jeden pocisk – jeden Niemiec”), odkładaniem się twardniejącego w dżungli nagaru, wprowadzeniu dopychacza zamka, wprowadzeniu ogranicznika długości serii można było w końcu powiedzieć, że M–16 to całkiem dobra broń… Z ciekawostek należy przytoczyć fakt, że dowódcy w Wietnamie dbali szczególnie o to, aby szpica zawsze szła z M–14, zostawiając M–16 z tyłu.

        Wróćmy jednak do bohatera artykułu – klona karabinka M–16 produkowanego w wersji cywilnej bez możliwości strzelania seriami jako AR–15. Dostaliśmy do testu broń fabrycznie nową wyprodukowaną przez znane w USA przedsiębiorstwo DPMS PANTHER ARMS specjalizujące się w produkcji i sprzedaży broni wojskowej. Firma istnieje od 1985 r. i dostosowuje do rynku cywilnego sprzęt wojskowy, począwszy od klonów Colta 1911, AR – 10 i AR – 15, kończąc na granatnikach podwieszanych M – 203. DPMS ma naprawdę szeroką gamę broni i akcesoriów do niej przeznaczonych, niestety w Polsce oferta jest niszowa i wyłącznie na zamówienie, a szkoda...

            Prezentowany przez nas karabinek oznaczony przez DPMS jako A–15 został wyposażony w imponującą grubościenną lufę o średnicy zewnętrznej bliskiej 25 mm! Lufa ma długość 20 cali, czyli to klasyczna lufa Colta AR–15 o długości 508 mm. Dzięki varmintowskim warunkom z karabinka można uzyskiwać doskonałe wyniki na tarczy, jednak zapomnijmy o strzelaniu w stylu Rambo z jednej ręki – broń z tą lufą waży prawie 4,7 kg! Beryl jest lżejszy o prawie kilogram. A–15 DPMS’a ciąży zdecydowanie na przód, co predestynuje broń do strzelań stacjonarnych, typowo tarczowych z pozycji leżącej, najlepiej z podpórką lub dwójnogiem. Karabinek aż prosi się o niedużą optykę, aby móc go wykorzystać na osi co najmniej 200 metrów. Grubościenna lufa z pewnością da radę i na 300, szczególnie, że 223 Rem. ma bardzo płaski tor i wysoką prędkość. Lufa DPMS’a daje nadzieję nie tylko na celność, ale i wyższą żywotność (pamiętajmy, że wysokoenergetyczny i szybki pocisk 223 zeżre lufę szybciej niż 7,62 x 39) - grubsza lufa zapewni lepsze odprowadzenie ciepła.

         Naturalną konsekwencją polskiego strzelca jest porównanie amerykańskiego AR’a do rosyjskiego AK. Nieuczciwe byłoby jednak pojedynkowanie pod względem celności, również pod kątem masy nie miałoby to sensu, bo varmint AR–15 jest zdecydowanie cięższy. Porównać możemy ergonomię obu karabinków: rozmieszczenie manipulatorów, składność, przyrządy celownicze, zmianę magazynka, itp.

             A–15 w ręku leży wyśmienicie, przyjemna jest faktura chwytu i jego ukształtowanie uwypuklające trzy wyżłobienia pod palce. Doskonałym rozwiązaniem jest zatrzask magazynka po prawej stronie komory spustowej dostępny do szybkiej wymiany dla palca wskazującego prawej ręki. Gniazdo magazynka ma sprężynę, która wyrzuca magazynek na zewnątrz, ułatwiając wymianę. W zestawie otrzymaliśmy jeden 30 nabojowy magazynek wykonany z blachy aluminiowej. Wymiana jest prosta, jednak sam magazynek nie jest utrzymywany sztywno i lata sobie w gnieździe dość swobodnie.

              Broń jest bardzo składna, kolba jest osadzona w jednej linii z lufą, co bardzo ułatwia celowanie i redukuje odrzut i podrzut broni. Dostaliśmy do testu karabinek z klasyczną rączką do przenoszenia, na której zostały umieszczone dwa rodzaje przezierników. Rączka ma wbudowaną pełną regulację w pionie i poziomie celownika.

Rozwiązanie wygląda na solidne i proste. Przez przeziernik da się strzelać bardzo celnie, klubowi koledzy osiągnęli na przezierniku świetne skupienie serii 5 strzałowych - ok. 2 MOA na 100 metrach. Muszka znajduje się w trójkątnej osłonie przed grubym łożem z tworzywa sztucznego. Ze względu na to, że przeziernik ograniczy nam nieco pole widzenia, świetnym wyborem w karabinkach typu AR będzie zastosowanie kolimatora lub optyki o małej krotności. Pod tym kątem sprawdzi się właśnie uchwyt do przenoszenia broni, który zamocowany na dwóch dużych śrubach daje się łatwo zdemontować, odsłaniając szynę do montażu akcesoriów. W Berylu taki zabieg kosztuje nas wyginanie szyi ponad kolbę i poszukiwanie baki policzkowej w powietrzu. W A-15 układ wydaje się idealny, bo zamontowany celownik będzie miał centrum pola widzenia w miejscu przeziernika.

         Koniecznie należy pochwalić prosty system zrzutu napiętego suwadła – zatrzask znajduje się po lewej stronie komory spustowej. Po wystrzeleniu ostatniego naboju zamek zatrzyma się wraz z suwadłem w tylnym położeniu. Zrzucimy go owym zatrzaskiem. W konstrukcjach kałaszopodobnych nie znajdziemy tak niezbędnego wydawałoby się udogodnienia. Co jeszcze ważne – rozwiązanie ułatwia kontrolę nad bronią – koniec amunicji, suwadło w tylnym położeniu, palec wskazujący prawej dłoni wyrzuca pusty magazynek, lewa ręka dopycha kolejny, kciuk lewej ręki zrzuca zatrzask suwadła, nie odrywamy oka od celu, dłoni strzelającej od chwytu.

        Kolejna sprawa – bezpiecznik z możliwością przełożenia na prawą stronę komory spustowej. To nie żadna wajcha z wygiętej blachy, o którą pokaleczymy palce, ale zwykłe skrzydełko z lewej strony komory dostępne dla kciuka obejmującego chwyt. Ładne to, proste, cieszy oko i ręce.

 

        Broń działa na zasadzie odprowadzenia gazów przez boczny otwór w lufie, gazy działają bezpośrednio na suwadło, brakuje tłoka gazowego, w kolbie umieszczony jest zderzak suwadła wyposażony w swobodnie poruszające się ciężarki odzielane tworzywem sztucznym. Suwadło otula zamek z siedmioma solidnie wyglądającymi ryglami i wyciągiem łusek. W suwadle umieszczona jest iglica przechodzącą przez zamek i utrzymywana przez prostą zapinkę, której demontaż pozwala na rozłożenie broni do pełnego czyszczenia. Zamek jest ryglowany przez krótki obrót. Duży kurek pracuje wewnątrz aluminiowej komory spustowej. W stosunku do kałasza egzotycznie wygląda rączka odciągająca suwadło i zamek, nieporuszająca się podczas strzału. Automatyka jest w ogóle dobrze ukryta, widać tylko okno wyrzutowe i pracujący wewnątrz zamek z suwadłem, mało tego, na czas transportu okno wyrzutowe można przymknąć zaślepką, która automatycznie opada w momencie przeładowania broni. Ciekawostką jest ręczny dopychacz zamka - spadek z wojny w Wietnamie i problemów z twardniejącym nagarem.

       Podsumowując, A–15 wygląda świetnie, ma wojskowy rodowód, jest składne i celne, sprawia naprawdę dobre wrażenie, szczególnie w stosunku do AK. Ma zgrabne magazynki z blachy aluminiowej (które można wymienić na stalowe od HK 416, lepiej dosyłające amunicję), lufę z kolbą w jednym poziomie i niską linię celowniczą, doskonałe rozmieszczenie manipulatorów, możliwość przełożenia bezpiecznika na prawą stronę, całą gamę akcesoriów do doposażenia i pochodzi z dobrej amerykańskiej fabryki, która jest znana z luf bardzo dobrej jakości. A szczególnie podoba się nam właśnie ta varmintowska lufa. Poza tym na prawej stronie komory zamkowej widnieje dumny napis "EXPORT ONLY"... a raczej eksportuje się właśnie tę lepszą jakość. Co do niezawodności i celności wypowiemy się w przyszłości, bo broń wystrzeliła ledwie kilkadziesiąt pocisków. Na pewno jest bardzo celna, nawet na tańszej amunicji. M-16 i jego klony są raczej jednak znane z gorszej niezawodności niż rodzina karabinków AK. Wojskowi narzekają już mniej, jednak M-16 wymaga opieki i czyszczenia, szczególnie niepomocny jest tutaj układ bez tłoka gazowego. W sprzedaży są dostępne wersje z długim tłokiem na wzór AK. W programie I Polskiego Radia znajduje się wywiad z byłym żołnierzem Legii Cudzoziemskiej i późniejszym najemnikiem, który wyraża się mało pochlebnie o M-16 użytkowanym w warunkach bojowych. Większość najemników korzysta z AK-47 ze względu na niezawodność w trudnych warunkach i macoszą konserwację. Co ciekawe najchętniej wybieranym pistoletem jest rosyjska tetetka ze względu na siłę rażenia i przebijalność na krótkich odległościach kamizelek kuloodpornych. W czasie krótkiego testu nasz A-15 miał również problemy z odpaleniem kilku nabojów, Beryl połykał je bez zacięć. Kurek A-15 zbijał spłonkę, ale nie powodował wystrzału. Strzelaliśmy z Barnaula z pociskiem pełnopłaszczowym z wgłębieniem wierzchołkowym Jacketed Hollow Point. Broń jest przystosowana do strzelania amunicja wojskową 5,56 NATO i cywilną 223 Rem, co nie zawsze jest dopuszczalne w broni tego kalibru.          

        

 
* Dane historyczne o M-16 w oparciu o jedną z najlepszych książek w biblioteczce redakcyjnej - Jan Stevenson " Współczesna broń myśliwska i wyczynowa"