PPSz – 41

– MATKA JEST TYLKO JEDNA!

             Jedną z najlepiej rozpoznawalnych konstrukcji II wojny światowej jest radziecki pistolet maszynowy PPSz wzór 1941. Broń została zaprojektowana w oparciu o doświadczenia z pistoletem maszynowym Diketariewa PPD. W porównaniu z PPD próby poligonowe w 1940 r. wypadły bardzo pomyślnie: broń była prostsza konstrukcyjnie, wręcz prymitywna, a przy tym dość niezawodna i celna, a co najważniejsze mogła być produkowana nowocześniejszymi i tańszymi metodami. PPD nie był pistoletem ani oszczędnym ani szybkim w produkcji, powstawał na bazie pracochłonnego skrawania. PPSz z kolei był produkowany z wytłoczek blaszanych łączonych zgrzewaniem i nitowaniem. Faktem wartym odnotowania była możliwość masowej produkcji tej broni w warunkach małych zakładów ślusarskich, gdzie profesjonalnej obróbki wymagały tylko lufy.  

             Broń została przyjęta do uzbrojenia 21 grudnia 1940 r. Jak wyżej wspomniano ze względu na wręcz prymitywna budowę i podobieństwo do obsługi PPD pistolet nie nastręczał żadnych problemów w użytkowaniu. Był łatwy w prowadzeniu ognia, w rozkładaniu i czyszczeniu. Największą bolączką był magazynek bębnowy Koskinena na 71 nabojów, którego napełnienia w warunkach stresu lub w ciemnościach było prawie niemożliwe. Zaradzono temu w czasie modernizacji w marcu 1942 r., wprowadzając tańszy i prostszy magazynek łukowy o pojemności 35 nabojów. Testowany przez nasz egzemplarz wykazał koszmarne trudności w napełnianiu w warunkach cieplarnianych na krytej strzelnicy, a co dopiero w czasie walki. Jak stwierdził klubowy kolega: „Sołdat siedział nocą i dłubał przy świeczce, żeby choć dwa bębny napełnić i kolejny dzień przeżyć”.  I pewnie tak było…

            Nasz egzemplarz pochodzi z roku 1944 i zachował całkiem niezłą sprawność jak na ponad siedemdziesięcioletniego dziadka. Nie brakuje mu wigoru, nie jest nazbyt zniszczony, strzela, na dodatek celnie. Trochę należałoby tutaj powiedzieć o anatomii naszego zabytku.

             Broń działa na zasadzie odrzutu zamka swobodnego, czyli nie posiada żadnych rygli, do bezpiecznego zamknięcia lufy wystarcza masa ciężkiego stalowego bloku. PPSz strzela z zamka otwartego, na dodatek bardzo silnym nabojem pistoletowym Tokariewa 7,62x25. Pocisk z 270 mm lufy osiąga według specyfikacji ok. 500 m/s! Klasyczna 9 – tka Parabellum uzyskuje ok. 350 m/s. Przy masie pocisku Tokariewa ok. 5,5 g daje to energię początkową prawie 700 J! Można więc stwierdzić, że PPSz był bronią bardzo skuteczną nawet na dużych odległościach.

            Nabój Tokariewa generuje też wyższe ciśnienie, bo prawie 250 MPa, i przy samym naboju należałoby też na chwilę się zatrzymać. Różnice w produkowanej amunicji były i są bardzo duże. Oznacza to, że w praktyce nabój Tokariewa mógł w niektórych przypadkach zostać użyty tylko w pistolecie maszynowym, ale już w TT wz. 33 nie był wskazany. Część współczesnej amunicji generuje też wyższe prędkości początkowe niż dawniejszej produkcji. Przykładowo na stronie producenckiej Sellier&Bellot pocisk o masie 5,5g typu FMJ, czyli w pełnym płaszczu stalowym, osiąga prędkość zerową ponad 560 m/s, co w przeliczeniu daje energię zerową ponad 880J! Nie podano z jakiej lufy pocisk osiąga te prędkości, ale jeśli dotyczą lufy 4-calowej to w PPSz będą zdecydowanie wyższe. Pytanie dotyczy bezpieczeństwa użycia tak silnego naboju, np. w Tetetce? Problem wydaje się bardziej złożony, jeśli wziąć pod uwagę nagminne wciskanie pocisku w łuskę podczas zacięć, który w naszym egzemplarzu, utykając między ciężkim trzonem zamka a obwodem komory nabojowej, pozwalał się wpychać o kilka milimetrów. Strzelaliśmy dalej, nic się nie działo. Jednak ciekawość zaprowadziła do źródeł historycznych i okazuje się, że takie zachowanie pocisku w PPSz było częste i kończyło się często rozerwaniem komory nabojowej ze względu na nagły wzrost ciśnienia w łusce z maksymalnie wbitym pociskiem. Wadcutter w 7,62x25 nie jest więc najlepszym pomysłem, należy to zaznaczyć ze względu na bezpieczenstwo strzelającego i wartość kolekcjonerską broni.

             Literatura podaje też, że pociski wojskowe rosyjskie do pistoletów maszynowych miały potrójnie punktowanie na szyjce łuski wraz z obwodowym zaciskiem. Stąd należałoby się domyślać, że te szybsze, np. z rdzeniem stalowym i materiałem zapalającym  o zamierzeniu przeciwpancerno - zapalającym i oznaczeniu 7,62 P-41 z masą pocisku 2,25-2,5g (czarny z czerwonym paskiem) czy smugacze 7,62 PT (zostawiał czerwony ślad do 400m - pocisk był malowany na zielono) należało odpalić z pistoletu maszynowego, a te nieco słabsze z pistoletu Tokariewa. Rosyjska, współczesna literatura potwierdza, że choć każdy z nabojów Tokariewa miał tę samą wartość ciśnienia wynoszącą ok 211 MPa, to wymienione wyżej pociski można było odpalić tylko z broni maszynowej.

 

             Co dzisiaj będzie razić w budowie tego pistoletu maszynowego: z pewnością kiepska ergonomia, słaby profil chwytu pistoletowego, niedokładne wykonanie i spasowanie części, archaiczny wygląd, brak miejsca dla ręki podtrzymującej, długość broni, składność do strzału.

            Broń ma jednak wciąż sporo zalet, które na tyle doceniono w warunkach frontowych, że wyprodukowano łącznie ponad 5 milionów egzemplarzy. Pepeszę łatwo rozłożyć do czyszczenia czy wymiany podzespołów. Perforowana osłona lufy przechodzi w swej tylnej części w osłonę komory zamkowej i łączy się z łożem za pomocą blaszanej babki wyposażonej w sprężynujący zatrzask. Wystarczy ową piętkę pchnąć do przodu i podnieść osłonę komory zamkowej do góry, analogicznie, np. do M-16. Kolejne czynności są również proste: wyciągamy zamek z wąską sprężyną na żerdzi i prymitywnym amortyzatorem. W jego roli w testowanym egzemplarzu występował kawałek z grubsza obrobionego bakelitu, a w klubowym przekroju z lat 50 – tych kawałek świńskiej skóry… Taki amortyzator! Można było dostrugać z sęka w 10 minut. Pepeszka to w ogóle inny wymiar broni, nie ma porównania chyba do żadnej z ówczesnych, skomplikowanych, zachodnich konstrukcji (oprócz Stena!).       

            Ażurowa, ukośna osłona lufy posiada kilkanaście sporych otworów odprowadzających ciepło, a co ciekawe ma świetnie działający i zaskakująco prosty hamulec wylotowy. Dziura na górze hamulca ciągnie lufę w dół, dwie boczne osłabiają odrzut, a jest co osłabiać. PPSz strzela z szybkostrzelnością 1000 strzałów na minutę, czyli w ciągu sekundy lufę opuści nawet 16 pocisków! No, u nas też opuściłoby, gdyby testowany egzemplarz nie wymagał notorycznego usuwania zacięć. Być może dawno nie wyczyściliśmy trzonu zamkowego ze stałą iglicą, na pewno nie pomagały w tym powykrzywiane szczęki magazynków i raczej lichej jakości amunicja ze słabo osadzonym pociskiem. Ciekawostką jest też fakt wpadania wystrzelonych łusek do hamulca wylotowego tuż przed wylot lufy – prawie niemożliwe, a jednak. Okno wyrzutowe łusek znajduje się na górnej powierzchni komory zamkowej i wyrzuca łuski pionowo w górę.

            Poza tym, gdyby nie zacięcia, można odlecieć, bo przecież „Nic tak nie cieszy jak seria z pepeszy!”. 71 sztuk amunicji do pedantycznego układania w bębnie też odpręża. Niepowtarzalne doświadczenie mistycznej nirwany w warunkach ostrego mrozu, głodu, ostrzału artyleryjskiego i wyjących, rannych kolegów w okopach… A ty sobie dłubiesz w bębnie: i jeden nabój Tokariewa, i drugi nabój Tokariewa, i trzeci, i czwarty, i żeby się tylko bliad nie przewróciły…

          Na szczęście wprowadzono łukowe magazynki a wraz z nimi celownik przerzutowy w miejsce krzywiznowego, z dwiema nastawami na 100 i 200 metrów. Muszka pozostała taka sama – wkręcany pręt, choć na początku produkcji nie miała blaszanej osłony. Mechanizm spustowy posiada przełącznik rodzaju ognia umieszczony w kabłąku tuż przed językiem spustowym. Zatrzask magazynka ma kształt blaszanego, chowanego języka. Pudełko łukowego magazynka utrzymywał znośnie, bęben czasem nam wypadł w czasie strzelania. Rączka zamkowa ma wbudowany bezpiecznik suwakowy. W większości pepesz lufy miały przewód chromowany, choć etatowy kolekcjoner klubowy twierdzi, że takowej jeszcze nie znalazł.

            Broń bez magazynka waży ok. 3,5 kg, czyli niemało, z załadowanym bębnem masa wzrasta do prawie 5,5 kg. Było więc co nosić, ale kto tam biednego, radzieckiego żołnierza w czasie wojny szanował…

            Ciekawostką jest też fakt, że wojska niemieckie skwapliwie korzystały ze zdobycznych pepesz, pod koniec wojny przerabiając je nawet na nabój 9mm Luger. Nosiły one oznaczenie MP717.  

            Podsumowując, pepeszka jest solidną bronią, która w warunkach bojowych udowodniła wielokrotnie swą wyższość nad MP38 i wieloma konstrukcjami aliantów, i wojsk niemieckich. Pod względem niezawodności działania w trudnych warunkach bojowych nie miała sobie równych, bo i co mogło się tam zepsuć? Była tania w produkcji, celna i trwała, a czego chcieć więcej od masowo produkowanego pistoletu maszynowego? Nasz test, gdyby nie kiepskie magazynki, pewnie zdałaby wzorowo. PPSz – 41, nazywany przez kolekcjonerów MATKĄ, to kolejny z obowiązkowych gadżetów dla dużych chłopców w dużej szafie pancernej klasy S1. Nie wygląda może najlepiej, ale jakże cieszy…          

  • Dane historyczne za książkami:
  1. A.B. Żuk „ Karabiny, karabinki i pistolety maszynowe”
  2. T. Nowakowski, R. Matuszewski „Encyklopedia broni strzeleckiej”
  3. I kupa starych kserówek, notatek niewiadomego pochodzenia