MAUSER HSC KONTRA WALTHER PP

MAUSER HSC KONTRA WALTHER PP

            Do testu dostaliśmy w swoje łapska dwa nieśmiertelniki, oba magazynowe, niedotarte, a jeden z nich nawet w dwóch kalibrach, czyli trzy lufy do strzelania! Oba pistolety pamiętają konstrukcyjnie dwudziestolecie międzywojenne, choć nasze egzemplarze aż takiej wartości kolekcjonerskiej nie mają – oba pochodzą z przełomu lat 60/70 – tych XX wieku. Opisujemy je w jednym teście, bo trudno nie ulec pokusie porównania broni rywalizującej ze sobą o podium w wyborach pistoletu dla armii III Rzeszy… Ale po kolei.

MAUSER HSC – .32 ACP/.380 ACP

          Pistolet mości Alexa Seidela w pierwszej kolejności robi wrażenie estetyczne. Aż przykre, że w XXI wieku broń typowo wojskowa jest tak nijak wykończona. Owszem G17 strzela świetnie, WIST - a niektórzy sobie chwalą, WANAD  ujdzie w tłumie, ale jak to wszystko wygląda... A Mauser jest piękny, w tej głębokiej, atramentowej oksydzie wpadającej w fiolet, z polerowanym do błysku zamkiem, z orzechowymi okładkami chwytu. Nawet magazynki są w wysokim połysku i polerce…

         Z broni szkoda było testującemu strzelać, magazynki, lufy, mechanizmy nie nosiły śladów używania. Ba! Sprężyny są tak twarde, że problemem jest przeładowanie broni i upakowanie amunicji do magazynków.

         Broń powstała jako odpowiednik Walthera PP i PPK, przeznaczona była na rynek cywilny, jednak rychły wybuch wojny sprawił, że skierowano ją na front jako pistolet przyboczny w 1940 roku. Trafiła do Kriegsmarine, potem do Luftwaffe, policji i Waffen – SS. Pierwsze egzemplarze komercyjne z nisko położoną śrubą chwytu nazywane „Low Grip Screw” są pięknie polerowane z tłustą oksydą… Ostatnie wojskowe pistolety mają wykończenie fosforanowe w  zmiennym kolorze i osiągają spore ceny na aukcjach.

          Produkcję Mausera HSC wznowiono po wojnie w latach 1968 – 1977. Broń tej serii ma wysoką jakość wykonania, niektóre eksportowane do USA posiadały mocną oksydę w kolorze „deep blue” lub były wykończone niklem. Nasz egzemplarz pochodzi z roku 1969 i również wygląda świetnie.

          HSC z pustym magazynkiem waży 644 g, bez magazynka – 602 g, a załadowany 7 sztukami kal. 9 mm Short – 713 g. W kal. 32 ACP wartości te są prawie identyczne (broń załadowana ośmioma nabojami waży 700 g). Szerokość broni to tylko 28 mm. Pistolet jest bardzo kompaktowy, jego długość to zaledwie 165 mm, wysokość z krótkim magazynkiem to ok. 11 cm, z kopytkiem 12 cm. To świetna broń do skrytego noszenia, lekka, poręczna, z wystarczającą siłą ognia.

           Co z praktycznym zastosowaniem broni w realiach XXI wieku? Tutaj należy przyznać, że pistolet trąci myszką, sporo rozwiązań utrudnia jego szybkie użycie. Wady leżą w dużej mierze w zbytniej kompaktowości konstrukcji, która ułatwia noszenie, ale utrudnia wydobycie, szybkie przeładowanie, natychmiastowy dobór odpowiedniego chwytu… Strzelec o dużych dłoniach będzie miał utrudnione zadanie. Chwyt poprawia magazynek z kopytkiem, wersja krótsza gubi mały palec. Niby HSC jest chwalony właśnie za ergonomię, kąt nachylenia chwytu, jednak testującemu wyraźnie brakowało kilku milimetrów w szerokości i wysokości. Walther PP pod tym względem jest zdecydowanie lepszy, o dziwo, pomimo prawie tych samych wymiarów w tej kategorii.

           Strzelanie z Mausera w mniejszym kalibrze jest bardzo przyjemne, wydaje się, że jeśli ktokolwiek chce nosić broń defensywną, to wybór browningowskiej „siódemki” jest trafny. Nie idzie tu o wartości obalające, potężne TKO, bo .32 ACP tego nie ma, ale o komfort strzelania, szybkiego resetu i świadomego wyboru celu w sekundowym ogniu. „Siódemkę” łatwo kontrolować, to ekskluzywny kaliber, świetny do rekreacji i ewentualnej obrony. Co istotne, 8 celnie umieszczonych, kontrolowanych .32 – ek powinno zadziałać równie skutecznie jak skaczące na wszystkie strony 9 – tki Lugera wystrzeliwane z bardzo krótkiej lufy.  Dobra, ekspansywna amunicja kalibru .32 ACP cieszy się do dzisiaj uznaniem w zachodniej Europie i USA, przede wszystkim ze względu na kompaktowość konstrukcji, szybką naukę strzelania z tak małej broni i kontrolę nad strzałem. Kto strzela z G26 lub dwucalowego rewolweru amunicją 38+P, wie jak trudno opanować te bronie w szybkiej serii.

           Wadą naszego HSC w kwestii obronnej jest „niezgoda” na amunicję ekspansywną ze stożkowym pociskiem typu Hollow Point… XTP HORNADY utyka między magazynkiem i komora nabojową. Niewłaściwy kąt wślizgu nabojowego, być może brak dotarcia broni, zbyt mocne sprężyny magazynka,  powodują, że krótkie, stożkowe „hapeki” nie sprawdzą się w roli obronnej. Wykorzystanie HSC w defensywie odpada jeszcze z innych powodów. Konstrukcje XXI wieku są zdecydowanie bardziej przyjazne strzelcowi, „ogony bobra” chronią dłoń przed szczypaniem kurka i zamka, szybkie, szerokie przyrządy celownicze ułatwiają zgranie przy słabym oświetleniu, zatrzaski magazynka pozwalają obsługiwać broń jedną ręką. Próżno szukać takowych udogodnień w Mauserze. Co ciekawe, niczego nie powstydziłby się Walther PP w stosunku do konstrukcji XXI wieku, a ten został opracowany jeszcze przed HSC. Widać, konstruktor Mausera pozostał przy bardzo konserwatywnych rozwiązaniach, zamykając swój pistolet w kręgu dwudziestolecia międzywojennego. Fritz Walther zbudował broń uniwersalną – wzorzec dla wielu konstrukcji współczesnych.

                Co razi w HSC? Zatrzask magazynka w stopce chwytu, nie dość, że archaiczny dzisiaj to niezwykle trudny w obsłudze. Co gorsza, zacięcie pistoletu utrudnia wydobycie magazynka z chwytu – raz niewygodne i drażniące, dwa niebezpieczne w tak małej broni. Kolejny problem starej epoki – odciągniecie zamka w tylne położenie przy braku magazynka lub w wypadku pustego magazynka zawsze podnosi zaczep i zamek pozostaje w tej pozycji. Brak zatrzasku zewnętrznego zmusza użytkownika do każdorazowego wepchnięcia magazynka w chwyt w celu zrzutu zamka z tylnego położenia.  Można próbować podnosić zaczep, sięgając palcem w głąb zamka, ale bardzo silna sprężyna powrotna przycina nas natychmiast boleśnie! HSC pod tym kątem przegrywa rywalizację z Waltherem PP – tutaj wystarczy „przekoszenie” zamka.          

                Kolejna rzecz, która nie musi się podobać, to rozkładanie broni. Niby jest rozwiązane świetnie, ale na dzisiejsze standardy dość dziwacznie – należy odciągnąć kurek w tylną pozycję, zabezpieczyć broń, twardym paznokciem nacisnąć sprężynowy zatrzask umieszczony w kabłąku spustu, ściągnąć zamek z prowadnic do przodu. Banalne, ale broń daje się rozłożyć z magazynkiem w chwycie i nabojem w komorze, bo za każdym razem, odciągnięcie zamka w celu sprawdzenia komory wymusza powrotne włożenie magazynka w celu zrzutu zamka w przednie położenie… A niech się zdarzy, że ktoś wepchnie w chwyt załadowany magazynek?

             Skoro już jesteśmy przy systemach zabezpieczeń, to wydaje się, że bezpiecznik HSC jest wystarczająco pewny w działaniu, zewnętrzne skrzydełko zabezpiecza iglicę, podnosząc ją względem główki kurka. Ten dziwacznie wyglądający kurek w kształcie półksiężyca zostaje pozbawiony możliwości uderzenia w iglicę, trafia tylko w puste gniazdo. Kurek można poza tym odciągnąć w pozycję pośrednią i ustawić na zębie zabezpieczającym. Kurek jest pozbawiony możliwości bezpiecznego zrzutu, tkz. „dekokera”, co należy w tym pistolecie uznać za wadę. Walther PP takowe udogodnienie już posiadał.  HSC posiada jeszcze bezpiecznik magazynkowy, który odcina szynę spustową od kurka w przypadku braku magazynka. To dobre zabezpieczenie, z drugiej strony niepozwalające w razie „draki” odpalić naboju właśnie w wypadku braku magazynka.  

               Wada kolejna HSC, tym razem dotyczy kalibru .380 ACP. Mała broń kopie mocno, to nie jest nabój dla małego Mausera, trzeba strzelać w rękawicach taktycznych, bo broń wyślizguje się z rak, poza tym czuć ją nieprzyjemnie przy strzale.

                 Dodatkowo HSC ma na tyle luźny bezpiecznik na zamku, że ten spada w dolne położenie w czasie silnego odrzutu naboju 9 mm. I broń nie odpala, bo jest nagle zabezpieczona… Sytuacja taka ma miejsce głównie przy słabszym chwycie z jednej ręki, jednak nie dość na tym. Przy słabszym chwycie mamy zacięcia naboju między magazynkiem a komorą i szarpaninę z wyciągnięciem zakleszczonego magazynka z chwytu…

                  Dochodzą jeszcze małe i wąskie przyrządy celownicze, świetne do skrytego noszenia, ale nadające się do strzelania bardziej precyzyjnego niż obronnego. Co do celności HSC? Testujący strzelał na krótkim dystansie charakterystycznym dla broni tego typu – 15 m. Broń wydaje się celniejsza w mniejszym kalibrze, choć dokładne celowanie pozwala uzyskać dobre wyniki. Mankamentem przy celności jest język spustowy wygięty w półksiężyc. Współcześnie nikt nie konstruuje takiego języka spustowego - spust tego typu nie pomaga w strzelaniu. Ogólnie droga języka jest dłuuuuuga, twarda, typowa dla broni wojskowej – to nie pistolet sportowy!

              Komu polecać dzisiaj HSC? Kolekcjonerom. Tak wykończonej i pięknej broni nie powinno zabraknąć w szafie pancernej. Z tej broni poza tym się nie strzela, ona się prezentuje, szczególnie jeśli trafimy na egzemplarz wojenny w niebieskawym wykończeniu… Kto jednak chce dużo strzelać z HSC, powinien poszukać wersji do .32 ACP, przyjemna w strzelaniu, celna i pozbawiona kilku wad kal. 9 mm. Poza tym HSC ma pancerną budowę, to frezowany kawał stali, trudno będzie go zniszczyć.

              Co do wad wersji 9mm - być może broń będzie przyjemniejsza w strzelaniu, jeśli zostanie dotarta. Nasz egzemplarz jest naprawdę w stanie magazynowym, ani lufa, ani magazynki nie były używane. Broń zakupiliśmy z oryginalnym pudełkiem, kartą przystrzeliwań, dodatkowym magazynkiem i dodatkową lufą ze sprężyną powrotną w kal. 32 ACP. Co warto wspomnieć -  wymiana lufy jest rewelacyjna. Jest ona utrzymywana w zamku poprzez wcisk, wystarczy ją pchnąć na sprężynie powrotnej do przodu, unieść ogon i wyciągnąć z zamka. W szkielecie utrzymuje ją sprężynowy zatrzask – niby jest to zamek swobodny, ale lufa nie jest na stałe unieruchomiona w szkielecie. Wydaje się, że nie wpływa to w żaden sposób na celność broni. To świetne rozwiązanie, szkoda, że Mauser nie produkował na rynek cywilny wersji w kal. 22 LR. Dla ciekawostki można dodać, że Alex Seidel skonstruował dla H&K na bazie HSC bardzo udany pistolet w 4 kalibrach z tym samym systemem wymiany lufy – był to H&K4.

              I jeszcze jedna ciekawostka – magazynki HSC w kal. 32ACP i 380 ACP są identyczne z racji prawie tej samej średnicy łuski. Problem uniwersalności istotnych części w HSC mamy z głowy…      

WALTHER PP .380 ACP

               Pistoletu Fritza Walthera nie trzeba specjalnie przedstawiać, większość bronioznawców rozpoznaje go na pierwszy rzut oka. Poza tym to jedna z najlepszych konstrukcji XX wieku z powodzeniem produkowana po dziś i ciesząca się popularnością nie tylko kolekcjonerów, ale i użytkowników cywilnych noszących broń na co dzień. Szczególnie wersja PPK spełnia wymogi współczesnej broni defensywnej i zdecydowanie zasługuje na miano pistoletu ponadczasowego.

          Konstrukcja pamięta rok 1929, który to zaowocował w Zella – Mehlis kontraktem na wiele lat. Kilka lat później niemiecka armia zamówiła PP dla Luftwaffe i do końca wojny zakupiono kilkaset tysięcy egzemplarzy. Po wojnie przeniesiono fabrykę do Ulm, jednak państwa alianckie nie pozwoliły na produkcję broni. Niemcy, nie mogąc produkować swego PP w kraju, weszli w 1952 roku w spółkę z francuskim Manurhinem. W rzeczywistości każdy PP wyprodukowany do 1986, pomimo oznaczeń niemieckich z Ulm powstawał we Francji. Podobnie zawirowania nie ominęły PPK produkowanego za granicą, który od 1978 roku powstawał na licencji w USA w stanie Alabama i był rozprowadzany przez Interarms z Virginii. Od 2002 roku do 2017 amerykańską produkcję PPK przejął Smith&Wesson. Obecnie mały Walther w USA powstaje w Fort Smith w stanie Arkansas.

             Nasz Polizeipistole pochodzi z roku 1974 i przedstawia stan prawie magazynowy. Ani magazynki, ani lufa nie noszą żadnych oznak zużycia – oksyda na lufie nie jest nawet przetarta od sprężyny, dopiero nasz ostrzał kulkunastoma pociskami pozostawił drobne zarysowania. Broń otrzymaliśmy w eleganckim, plastikowym pudełku z logo Walthera, wraz z wyciorem, dwoma magazynkami, kartą przystrzelania na 15 m.

             PP z pustym magazynkiem waży 680 g, bez – 630 g, z magazynkiem załadowanym 7 nabojami kal. 9 mm Short – 750 g. Pistolet wyposażony jest w standardowe, czarne okładki plastikowe i ma szerokość 29 mm. Wysokość broni z magazynkiem krótkim to 11 cm, z kopytkiem 12,5 cm. Długość broni wynosi 173 mm. Jak widać z opisu broń jest kompaktowych rozmiarów, bardzo łatwa do ukrycia w wewnętrznej kaburze, przyjemnie leżąca w dłoni, choć subiektywnie rzecz ujmując, należałoby wyposażyć ją w szersze, antypoślizgowe okładki chwytu. Plastik nigdy nie należy do najprzyjemniejszych w użytkowaniu.

               Pistolet jest standardowo produkowany w kal. 7,65 mm i wydaje się, że ten kaliber jest najbardziej odpowiednim dla tej klasy broni. 380 ACP to stosunkowo mocny nabój, broń tych gabarytów trudno utrzymać na celu w szybkim ogniu. Szczególnym mankamentem tego kalibru w polskich warunkach jest utrudniony dostęp do zwykłej amunicji, nie wspominając o amunicji ekspansywnej! Kuriozalne zachowanie naszego rynku – sprzedawcy oferują pistolety w kal. 380 ACP jako świetny środek defensywny, nie oferując żadnej amunicji stricte obronnej! Strzelanie z FMJ – otów w obronie koniecznej graniczy ze zdrowym rozsądkiem… I to największa wada naszego defensywnego Walthera w Polsce. Kolekcjonerom ta sytuacja w niczym nie przeszkadza, Walther PP i PPK to obowiązkowa rubryka w książeczce posiadacza broni.

             Walther PP, podobnie jak Mauser HSC jest doskonały w swej formie i wykonaniu. Głęboka, niebieskawa oksyda, polerowane części nadają niebagatelnego sznytu tej epokowej przecież broni.

            Walther działa na zasadzie odrzutu zamka swobodnego, w odróżnieniu od HSC lufa jest na stałe zakołkowana i wkręcona w szkielet. Broń posiada kilka zabezpieczeń. Podstawowy bezpiecznik skrzydełkowy unieruchamia kurek i spust, i działa bezpośrednio na iglicę, osłaniając ją od uderzenia przypadkowego. Iglica posiada swoją sprężynę i bez uderzenia w nią, nie może zainicjować przypadkowego wystrzału. Bezpiecznik skrzydełkowy działa jako „dekoker”, co pozwala na bezpieczne zrzucenie napiętego kurka, odbezpieczenie powoduje powrót języka spustowego w położenie do samonapinania, a powtórne zabezpieczenie pozwala na bezpieczne przenoszenie naboju w komorze. Zamek w tylnej części, tuż nad kurkiem posiada wskaźnik załadowania naboju do komory nabojowej w postaci wystającego pręta. Mauser HSC takowy wskaźnik również posiada, jednak jest on mniej wyraźny, ponieważ jego funkcję pełni sprężynujący pazur wyciągu.

             Pistolet jest poręczny, ma rewelacyjny reset, można z niego prowadzić szybki i w miarę celny ogień. W miarę celny, ponieważ mówimy tu wciąż o silnym naboju kal. 9 mm. Magazynek w tym kalibrze mieści 7 nabojów, co w wypadku broni defensywnej zupełnie wystarcza.

               Zamek PP po ostatnim strzale pozostaje w tylnym położeniu, brak zatrzasku wymusza „przekoszenie” zamka dłonią podtrzymującą. W HSC wystarczy wepchnąć załadowany lub pusty magazynek – wcześniej jednak należy wyciągnąć ten wystrzelony, a to już nie jest takie łatwe. W PP zatrzask magazynka znajduje się w klasycznej już dziś pozycji, tuż na wysokości kciuka prawej dłoni strzelającej. Przyrządy celownicze PP są wyraźne, większe niż w HSC, szczerbina jest montowana na jaskółczy ogon. Górna część zamka jest moletowana – nadaje to elegancji broni i eliminuje odblaski. Magazynek z kopytkiem wyraźnie poprawia jakość obsługi broni.    

             Walther PP zdecydowanie wygrywa z Mauserem HSC  w tym samym kalibrze 9 mm. W kalibrze .32 ACP szanse obu pistoletów są już bardziej wyrównane. HSC ujmuje jakością wykończenia, choć obie bronie należą do starej szkoły uwodzenia cywila… Są ponadprzeciętnie trwałe, wzorowo wykonane i wykończone. Mankamenty z dawnych lat pozwalają jednak wykorzystać w XXI wieku konstrukcję Walthera, choć dla kolekcjonera oba pistolety mają wartość ponadczasową. PP w kal. 380 ACP współczesnie wykorzystamy z powodzeniem w celach ochrony osobistej.    

*** Broń zakupiliśmy w solidnej firmie polecanej przez sekcję kolekcjonerską – GRUBY KALIBER z Przemyśla.